czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 5.

Następnego dnia prawie wszystko wróciło do normy. Przynajmniej według mnie. Bardzo się myliłam. Gdy Klaus poprosił mnie o pójście na spacer nie kryłam zdziwienia, ale mimo wszystko zgodziłam się. Kiedy szliśmy opustoszałą alejką w pewnym momencie zatrzymał się i obrócił mnie ku sobie mocno ściskając moje ramiona.
-Podjąłem decyzję. -nie wiedziałam o czym mówił, więc zapytałam. Odpowiedział niemal natychmiast.
-Gdy podążałem w kierunku Mystic Falls wczorajszego wieczoru pomyślałem... Że nie mogę pozwolić żeby działa ci się krzywda z mojego powodu. -chciałam przerwać jego wypowiedź, ale on  nie dał mi nic powiedzieć.
-Wilkołak, który Cię ugryzł nie znalazł się tam przypadkiem. Był tam z rozkazu mojego dawnego przyjaciela. Teraz -wroga. -nagle odkryłam, dlaczego mocno mnie przytrzymuje i stara się nie stracić kontaktu wzrokowego.
-Nie zrobisz tego... -wiedziałam, że nie mam żadnych szans w starciu z Pierwotnym.
-Nigdy w swoim długim życiu nie spotkałem osoby, którą pokochałbym bardziej niż Ciebie, ale nie mam innego wyboru. -w tym momencie mnie zamurowało, a do oczu napłynęły łzy. Wstrząsana szlochem próbowałam odwrócić wzrok. Było już za późno.
-Caroline... -zaczął. Bezskutecznie próbowałam mu się wyrwać. -Zapomnisz o mnie. Zapomnisz o wszystkich wspólnych chwilach, i że przyjechałaś do Nowego Orleanu. Nie znasz mojego imienia. Nie słyszałaś o mojej rodzinie. Rozumiesz? -pokiwałam głową. Po chwili zorientowałam się gdzie jestem, chociaż nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Powolnym krokiem udałam się do domu. Czułam się tak jakby cząstka mnie przestała istnieć. Jakby zniknęła w niewytłumaczalny sposób. Gdy znajdowałam się już w moim pokoju z impetem padłam na łóżko. Po dłuższej chwili postanowiłam się podnieść i zejść do kuchni gdzie w lodówce czekały torebki z krwią. Wyjęłam jedną z nich i zaczęłam pić. Po wypiciu udałam się do salonu i włączyłam telewizor. Uczucie pustki nie znikało i coraz bardziej dawało się we znaki.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Następnego dnia padało więc postanowiłam zostać w domu i zaprosić Elenę. Umówiłyśmy się o czternastej. Obejrzałyśmy dwa filmy podczas których moja przyjaciółka co chwilę nerwowo na mnie zerkała. Gdy około 21 zadzwonił jej telefon przeprosiła tłumacząc się, że Stefan potrzebuje pilnie jej pomocy. O nic nie pytałam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------

47 lat później [KLAUS] :

Z każdym dniem coraz bardziej mi jej brakowało. Elijah zaczął się martwić moim stanem. Potrafiłem przesiedzieć cały dzień w swoim gabinecie w ciszy, nie odzywając się i niczym się nie zajmując, żeby choć na chwilę przestać rozmyślać. Gdy nadeszło lato -czterdzieste siódme lato odkąd jej nie widziałem zacząłem wariować. Było ze mną coraz to gorzej. Ja pierwotna hybryda straciłem resztki dumy przez prawie połowę dekady rozmyślając o jednej kobiecie. Kiedy zdecydowałem się na wyjście do ogrodu zobaczyłem po drugiej stronie ulicy blondynkę o kręconych włosach odwróconą do mnie tyłem. Chciałem podejść. Jednak gdy w połowie kroku zorientowałem się, że to na pewno nie Caroline zmieniłem kierunek i wsiadłem pospiesznie do mojego od dawna nie używanego samochodu.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Dzisiaj wybrałam się na zakupy. Wchodziłam do najlepszych sklepów w mieście. Zdecydowałam się jeszcze na spacer po parku. Przechadzając się obok starannie przystrzyżonych trawników obsianych kwiatami obserwowałam lecące nade mną ptaki. W pewnym momencie zorientowawszy się, że ktoś mnie obserwuje z wampirzą bystrością zobaczyłam owego mężczyznę. Był przystojnym, niebieskookim facetem, który patrzył na mnie nie przestając się uśmiechać. Znałam go. W tym momencie, gdy to sobie uświadomiłam do mojej głowy zaczęły napływać wspomnienia. W każdym znajdował się ten mężczyzna. Kiedy urywki zdarzeń się skończyły wyszeptałam Jego imię.
-Klaus. -Pierwotny chyba właśnie zdał sobie sprawę z tego, iż go poznaję bo miał rozszerzone szeroko usta, ale nadal patrzył.
Nie wierzyłam własnym oczom. Stał przede mną. Ostatnie nasze spotkanie miało miejsce 47 lat temu kiedy mnie zahipnotyzował, abym zapomniała kim jest. Zaczęłam mimowolnie iść w jego stronę czując, że na mojej twarzy maluje się takie same zdziwienie jak na jego. Kiedy podeszłam do niego bliżej czułym gestem przytulił mnie.
-Caroline. -Wypowiedział moje imię.